Dzisiejszy dzień w całości, bezapelacyjnie dedykuję Ani - mojej józefosławskiej peruwiance :) A to wszystko dzięki wspomnieniom naszych ogródkowych uczt z i bez okazji. Wśród kotów, tulipanów, pająków, ślimaków i róż.
Wspomnienia zostały wywołane SEREM. A dokładnie absolutnie bezbłędną serową zupą, którą dziś sobie zafundowałam. Bo co by nie mówić... Przez lata skład naszego Peru zmieniał się i ewoluował. A zupa była zawsze. Jak lało i siedziałyśmy w kącie w kurtkach puchowych i klapkach była. I jak słońce wypalało dziury w plecach też była. I jak latały samoloty dla Wioli była. Była przy rozmowach o Norwegii :) i tych o depilacji też :)
No i nie mogę się oprzeć by nie wrzucić kilku wspominkowych fotek.
Jeśli kiedyś będzie nam jeszcze dane cieszyć się światem bez śniegu to chcę tam być!
stary przyjaciel i nowy braciszek :)
Były okazje i wzruszenia :)
Samba właśnie opowiadała jak w prawdziwym Peru pod prysznicem spuszczał się na nią wąż :)
Myszka uratowana przez Lenę
Czarny i Biały - dzieci naszej gospodyni :)
Dni.. wieczory... i poranki :)))
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
och Kasieńko jakoś też się rozmażyłam - może spotkanie? - koniecznie w jakimś miejscu z kominkiem :)
OdpowiedzUsuń